Chcę, żeby nasi specjaliści mieli dostęp do najlepszych technologii, do wiedzy światowych fachowców. O fascynacji technologią, kreowaniu nowych projektów i poczuci misji, które napędza biznes.
Wyróżnikiem firmy ITP jest dla mnie konsekwentne wprowadzanie na rynek nowatorskich rozwiązań technologicznych. Co uważa pani za wasz największy sukces?
Innowację na rynku którego nie było – wprowadzenie nieinwazyjnego lasera do zabiegów ginekologicznych Mona Lisa. Wcześniej nie istniała tego typu procedura, nikt nie myślał o ginekologii w kontekście komfortu życia i estetyki. To była nowość, zarówno dla pacjentów jak i dla lekarzy.
Miałyście poczucie misji?
W ITP pracuje wiele kobiet. Byłyśmy emocjonalnie związane z tym projektem. Uznałam, że inne kobiety mają prawo wiedzieć, że są takie możliwości, że mogą poprawić funkcjonowanie swego organizmu.
Dzisiaj ginekologia estetyczna to niemal rutyna…
Lekarze przestali się dziwić, pacjenci nie wstydzą się pytać. Cieszę się, że rynek tak się rozrósł, weszła konkurencja z innymi urządzeniami tego typu, bo konsekwencje porodu są czasem bardzo dotkliwe, borykają się z nimi młode, aktywne kobiety. A możliwości są ogromne – od zapobiegania nietrzymaniu moczu, przez komfort współżycia, po kwestie estetyczne…
Początki waszej firmy to jednak działalność zupełnie nie związana z medycyną.
Jako firma konsultingowa wprowadzaliśmy podmioty zagraniczne na polski rynek. Działaliśmy niemal w każdej branży – od dachówek, przez sprzęt AGD, po produkty spożywcze, czy usługi. Częściej chodziłam wówczas w gumiakach niż w szpilkach…
Skąd tu pomysł na estetykę?
Są tematy bliższe i dalsze kobiecie (śmiech). Pewnego razu trafiliśmy na włoską firmę, która była producentem urządzeń do medycyny estetycznej. Okazało się, że to rzeczy drogie, ciężko było znaleźć dla nich partnera, Ale z badań wynikało, że ten rynek będzie się rozwijał. I wtedy Włosi zaproponowali byśmy zajęli się tym sami.
Wtedy zamieniła pani kalosze na szpilki?
Nie tak od razu. To była dla nas zupełnie nowa branża. Problem polegał na tym, że wchodziliśmy na rodzący się w Polsce, odmienny od naszej działalności, rynek. Usługi to stosunkowo niskie koszty stałe – małe biuro, elastyczne zatrudnienie. A tu, żeby coś sprzedać musieliśmy najpierw kupić, zamrozić pieniądze, znaleźć nabywców. Momentami było trudno, ale zauroczyło mnie to, bo branża wydała mi się ciekawa.
Ale przecież nie znała się pani na medycynie…
Do każdego zadania staram się podchodzić profesjonalnie. Szybko zatrudniliśmy osobę po akademii medycznej, z doświadczeniem kosmetologicznym. Wspólnie jeździliśmy po świecie, uczyliśmy się, a potem wspierali naszych klientów. To do dzisiaj nas wyróżnia – zaczynając coś nowego stawiamy na profesjonalistów.
Zaawansowana technologia to dość męska branża…
Byłam jedną z pierwszych kobiet na tym rynku, bo handlowcy to w większości faceci. Tak jakoś wyszło, że od początku tworzył się u nas kobiecy zespół. Firma zrobiła się trochę jak rodzina… Choć dzisiaj jest to spółka akcyjna, stanowiąca część dużej międzynarodowej struktury, bardzo staram się pilnować tej atmosfery, bo to wpływa na kulturę pracy.
Sprzedaż sprzętu wymaga chyba sporego zaplecza finansowego…
Nie mieliśmy wielkiego kapitału. Dlatego ten nasz rozwój był bardzo organiczny, zbieraliśmy ziarnko do ziarnka. Żeby kupić ten pierwszy sprzęt musiałam napisać przepiękny plan biznesowy. Może gdyby było inaczej rozwijalibyśmy się szybciej, ale… mniej mądrze. A przez to, że nie mogliśmy zaszaleć, uniknęliśmy wielu błędów. Dogłębnie poznałam specyfikę branży. W firmie nie ma stanowiska, a zatrudniamy ponad sto osób, na którym nie znałabym specyfiki pracy. To pozwala umiejętnie udzielać wsparcia. Chociaż, uwielbiam też sprzedaż, więc nigdy nie zrezygnuje z bezpośredniego kontaktu z klientami.
To chyba wyniosła pani z doświadczeń konsultingowych.
Jeśli chce się komuś doradzać, trzeba zrozumieć jego rynek – jak działa, kto się na nim liczy, jak są podejmowane decyzje? Bardzo lubię budować nowe projekty. Uwielbiam ten moment, kiedy znajduję coś interesującego, mam nowy cel i zaczynam myśleć jak go osiągnąć. Lubię pracować w małych strukturach, mieć kontakt z klientem, bo mam manię kontroli całego procesu.
Widać, że angażuje się pani cała w swoją pracę…
Tak, ale tylko wtedy, kiedy mam fioła na punkcie danego produktu (śmiech). W estetyce mogę łączyć świat kobiecy z technologią, którą kocham. No i z misją – przecież pomagamy innym kobietom, edukujemy je, podpowiadamy, co zrobić by lepiej się czuły, były zadowolone z siebie. A z drugiej strony – wspólnie uczymy się dobrego biznesu. Bo rynek beauty jest zdominowany przez kobiety.
I stąd dzisiaj te nowości?
Chcę, żeby nasi specjaliści mieli dostęp do najlepszych technologii, a nie badziewia, które łatwiej sprzedać, bo jest tanie. Zaczęłam się uczyć, sprawdzać, które urządzenia są najlepsze, bo to musimy mieć w Polsce! I edukować naszych specjalistów, kontaktować ich z mistrzami w danej dziedzinie. Tak dzisiaj działamy – jeździmy z lekarzami na kongresy i szkolenia za granicę, ściągamy najlepszych fachowców do Polski.
Ale to nie jest czysto handlowe podejście…
Handlować to można garnkami! Jeśli oferuję zaawansowaną, drogą, technologię, to biorę na siebie odpowiedzialność – muszę wiedzieć więcej niż inni, umieć doradzić. Dlatego staram się pomóc klientom dokonać właściwego wyboru, zbudować rozsądny plan biznesowy. Z natury jestem szczera i dość otwarcie mówię jak jest, więc nie wszyscy to akceptują. Ale mam klientów, z którymi zaczynaliśmy kilkanaście lat temu i do dzisiaj współpracujemy. Wspólnie decydujemy o nowych inwestycjach, szukamy na świecie technologii, by sprawdzić, czy warto się tym zainteresować.
Co to jest UVLrx Treatment System?
Słyszał pan już o tym? Jak zobaczyłam to urządzenie, pomyślałam: Jezu, to jest genialne! To wewnątrzżylna terapia światłem laserowym. Idea naświetlania krwi znana jest od ponad 100 lat. W połowie ubiegłego wieku była stosowana w USA, w leczeniu infekcji bakteryjnych i wirusowych, np. polio, tocznia, gruźlicy, zapalenia wątroby, płuc. Z czasem zastąpiła ją antybiotykoterapia, ale dzisiaj przekonujemy się, że patogeny nabierają odporności na antybiotyki i światłoterapia, mimo oporu koncernów farmaceutycznych, wraca do łask. To urządzenie jest nowatorskie z dwóch powodów. Po pierwsze naświetlanie odbywa się wewnątrz organizmu. Po drugie – łączy trzy długości fal o różnym działaniu. Oprócz uszkadzania patogenów, dzięki któremu organizm szybciej je eliminuje, mamy redukcję bólu i stanów zapalnych, wzmacnianie układu odpornościowego i całego układu krążenia, zwiększenie transportu tlenu we krwi. A to wszystko wpływa nie tylko na nasze zdrowie, ale także samopoczucie i wygląd.
Znów widzę błysk w pani oku…
Gdybyśmy zostali z portfolio, powiedzmy sprzed pięciu lat, to wiałoby tu taką nudą, że nie chciałabym dalej tego rozwijać. Muszę lubić przychodzić do pracy, cieszyć się tym, co robię, bo to nie jest tylko „praca”. My pracujemy praktycznie przez siedem dni, w weekendy są przecież kongresy, szkolenia.
Ma pani szczęście, bo w tej dziedzinie jest wyjątkowy postęp, a światowe marki cenią polski rynek.
Mamy tę przyjemność, że uznane marki chcą z nami pracować. A przecież kilka lat temu oni nawet nie wiedzieli gdzie jest Polska. I wie pan, mam pewną dodatkową satysfakcję. Europa, nawet jako całość, w dziedzinie estetyki to jest mały rynek, nikt o nią nie walczy. Liczą się kraje arabskie, Azja, trochę Ameryka Południowa. A stamtąd przyjeżdżają głównie dystrybutorzy mężczyźni. Powiedzmy, na kongresie w Monte Carlo dostajemy nagrodę firmy Alma. Wychodzę na scenę. I tu zdziwienie: nie dość, że z egzotycznej Polski, to jeszcze kobieta! Tak mnie to wkurza, że zawsze mocno podkreślam skąd jestem i na dodatek, że pracuję dla siebie.
Jednak kusi was wychodzenie poza granice Polski. Preparaty Neauvia sprzedawane są w ponad siedemdziesięciu krajach na świecie. Jak do tego doszło?
Cały koncept Neauvi jest dzieckiem naszego prezesa – Gabriele Drigo. W dziedzinie preparatów do medycyny estetycznej i kosmeceutyków też chcieliśmy mieć coś wyjątkowego. Więc znów kilka lat studiów, spotkań, prób. I to się udało – mamy produkt, który nie ma bezpośredniej konkurencji. Wyjątkowy jest sam kwas hialuronowy, bo, jako jedyny produkt tego typu, pochodzi z bakterii Bacillus Subtillis i jest sieciowany unikalną metodą PEG. To jest wąska linia bardzo dobrze przemyślanych produktów, która ma rzesze wielbicieli, faktycznie na całym świecie.
What do you think?